poniedziałek, 3 marca 2014

Mama wraca do pracy

Nie ja pierwsza i nie ostatnia....

Przyszedł ten dzień, kiedy doczekałam się pójścia do pracy.
Nie wiem czy "doczekałam" jest odpowiednim słowem bo o ile czekałam na pracę to napewno nie czekałam na dzień, kiedy będę się musiała codziennie rozstawać z synem na 8 godzin.
Po całym roku i 7 miesiącach kiedy mój synuś był "synusiem mamusi" bardzo ciężko przechodzi mi przez myśl że, będzie zasypiał beze mnie, jadł i bawił się nie pod moim czujnym okiem...
Mąż jest pełen dobrych myśli bo z jego obserwacji kiedy nie ma mnie w weekendy, młody nie głoduje ani też nie ma problemów z zasypianiem :)
Może i ma rację ale żadne argumenty do mnie nie przemawiają. Potrzebuję zdobyć doświadczenie zawodowe, potrzebujemy pieniędzy... Ja to wszystko wiem. Wiem też, że mimo moich obaw Kamil będzie miał doskonałą opiekę i nawet jeśli będzie tęsknić to i tak zje obiadek, i spokojnie zaśnie.
Tylko tego chyba nie da się obejść... nie da się ukrócić myśli, że trzeba będzie się na te kilka godzin dziennie rozstać z malcem.




Mąż, prababcie, babcia i dziadkowie a także szwagierka i brat. Wszyscy chętni do pomocy, do opieki...
Nie ma się czym stresować, opieka jest doskonała a kadra opiekunów zdecydowanie zaakceptowana prze młodego. Ja jestem osobą zorganizowaną i napewno nie leniwą więc, spokojnie pogodzę pracę z prowadzeniem domu i wychowywaniem dziecka. Przecież ludzie tak żyją... kończy się macierzyński i nie ma że boli... babcia, niania, żłobek, cokolwiek aby jakoś godnie w tym kraju żyć. Obiad gotowany dzień wcześniej, wolne godziny wykorzystane w 100% z dzieckiem na zabawie, nauce, spacerach. Prasowanie do późna i chociaż chwila dziennie dla męża. Przecież to się da wszystko pogodzić :)
Trzeba tylko pomyśleć że MOŻNA i DAMY RADĘ :) 

Pomimo przeświadczenia które teraz mam w sobie, że dużo trudnych dni przed nami i że mam wrażenie iż wyjeżdżam na drugi koniec świata to...

UDA NAM SIĘ... powoli ale bez skoku, przyzwyczaimy się do nowej sytuacji, do nowych zasad, do nowego planu dnia, a ja obiecuję dać z siebie 200% aby rodzina nie poczuła że znikam dziennie na te 8 godzinek.



1 komentarz:

  1. pewnie że dasz radę w końcu nie ty pierwsza nie ostatnia:)

    OdpowiedzUsuń